czwartek, 30 września 2010

Śmierć to życie

Tytuł wbrew pozorom nie jest szczytem rozwoju orwellowskiego dwójmyślenia, tylko przedstawieniem sposobu w jaki funkcjonują naturalne i te bardziej sztuczne ekosystemy. Chcę w nim przedstawić, że niezależnie w jakikolwiek sposób będziemy gospodarować i tak musimy zabijać różne organizmy (również zwierzęta) by cokolwiek jadalnego wyprodukować - w ogrodzie czy gospodarstwie.

Jeśli chcemy uzyskać jakieś plony (nawet wegańskie) z naszego gospodarstwa musimy zarządzać tym gospodarstwem w odpowiedni sposób np. plewiąc chwasty - kolejne słowo w repertuarze gatunkowisty (tego chcemy jednak unikać stosując np. ściółkowane grządki!). Prawdziwy problem powstaje jednak gdy do naszego ogrodu zawitają jakieś szkodniki np. ślimaki.

"Normalny" człowiek pewnie by je pozabijał, by one nie zżarły jego kapusty, ogrodnik "chemiczny" użył jakiegoś środka, Francuz ;)prawdopodobnie by je zjadł, permakulturnik pewnie by puścił kaczki do warzywniaka na chwilę by te wyżarły ślimaki (i potem zjadł jajka i kaczki), osoba bardzo wyczulona na cierpienie innych istot pewnie by je pozbierała do wiadra i wyniosła na łąkę czy do lasu.
Każde z tych rozwiązań wiąże się jednak z wyrokiem śmierci dla ślimaków, chyba, że poświęcimy naszą kapustę i outsourcujemy (oddelegujemy) "konieczność zabijania ślimaków" na kogoś innego (ktoś inny będzie dla nas produkował żywność). Większość ludzi w Polsce właśnie tak robi.

Co się stanie ze ślimakami wyniesionymi do lasu, łąkę czy innego naturalnego ekosystemu*?
Natura nie znosi próżni, dlatego ilość ślimaków w tym naturalnym ekosystemie jest zawsze największa jak to jest możliwe (w danych okolicznościach) - "ślimaczana" nisza ekologiczna jest zapełniona - nie ma w niej miejsca na dodatkowe ślimaki... Zatem szkodniki "humanitarnie" przyniesione z innego ekosystemu (naszego ogrodu) spotka następujący los:
  1. nie znajdą odpowiedniej ilości pożywienia  i zdechną z głodu
  2. przypełzną do naszego ogrodu ponownie
  3. przypełzną do ogrodu jakiegoś ogrodnika, który nie będzie się z nimi certolił.
  4. padną ofiarą drapieżników (z braku odpowiedniej ilości schronienia)
  5. padną ofiarą chorób spowodowanych zbyt dużą gęstością "zaślimaczenia"
  6. jeśli w środowisku nie będzie drapieżców a ilości ślimaków nie zdziesiątkują również choroby (sytuacja raczej rzadko spotykana w naturze), to zwiększona populacja ślimaków doprowadzi do zniszczenia swojej bazy pokarmowej i w konsekwencji śmierci głodowej większości tych mięczaków. Ilość ślimaków wróci z czasem ponownie do równowagi (możliwe, że na mniejszym poziomie z powodu zdegradowania środowiska).
Wykres obrazujący ilość pozyskanych w danych latach futer zajęcy i rysi (których zające stanowią bazę pokarmową) . Zwróć proszę uwagę jak spadek liczebności rysi następuje po spadku liczebności zajęcy. Statystyki są autorstwa kompanii Zatoki Hudsona.

Jeśli wynosilibyśmy ślimaki regularnie to populacja zwierząt polujących na ślimaki zwiększyłaby się do tego stopnia by dostosować się do zwiększonej ilości pożywienia - dostępna ilość pożywienia jest często czynnikiem ograniczającym maksymalną populację danego gatunku.

Inną opcją jest stworzenie oczek wodnych, głazów na których mogą się wygrzewać płazy i gady  - wszystkie polskie płazy na jakimś etapie życia żywią się ślimakami! To jednak znowu jest oddelegowanie potrzebnego w tym ekosystemie mordowania ślimaków na inne organizmy (co jest oczywiście bardzo sprytnym i permakulturowym rozwiązaniem!

Do czego zmierzam... Śmierć to nieodłączny i konieczny element cyklu życia - nie bójmy się korzystać ze śmierci czegoś - to jak najbardziej naturalne zachowanie. Zabrzmi to brutalnie, ale tylko w ten sposób możemy nasze życie podtrzymać. Jeśli będziemy robić to świadomie możemy bardzo poprawić jakość naszego życia a także zwiększyć plony z danego obszaru. Kilka przykładów jak możemy korzystać ze śmierci i rozkładu:

*większość lasów i łąk w Polsce to tak naprawdę nie są ekosystemy naturalne, tylko wtórne.

Czy istnieje jakaś róznica między ogrodnikiem ekologicznym a Eichmannem? Czyli rzecz o gatunkowiźmie

Bardzo denerwuje mnie, jak ludzie bezmyślnie powtarzają, że zwierzęta są równe ludziom...

Co to jest gatunkowizm?

Gatunkowizm (z ang. speciesism) to pogląd w myśl którego interesy swojego gatunku można stawiać nad interesami innych gatunków. Zwykle tego pojęcia używają obrońcy praw zwierząt, gdyż uważają oni, że tak samo złe jak niewolnictwo czy rasizm, złe jest dyskryminowanie kogoś (czegoś?) ze względu na gatunek do jakiego należy.

Obersturmbannführer Adolf Otto Eichmann

Jak łatwo się domyślić głównymi wyznawcami gatunkowizmu i zarazem istotami o niego oskarżanymi są przedstawiciele zarozumiałego  gatunku Homo sapiens sapiens. W chwili obecnej dowodów na obecność kosmitów nie ma zbyt wiele ("Archiwum X" się nie liczy ;) , więc ich do artykułu mieszać nie będę. Lew nie ma rozterek moralnych, że zjada antylopę na obiad - jego gatunkowizm nie dotyczy, choć trzeba przyznać, że czasami zdarzy się mu zjeść przedstawiciela swojego gatunku (dotyczy to samców zabijających młodych nie będących ich potomstwem - chcą pozbyć się konkurencyjnych genów) więc niejako wszystkich "równo" traktuje.

Często osoby sprzeciwiające się gatunkowizmowi  uważają, że ludzie i zwierzęta są sobie "równi" i powinny im przysługiwać równe prawa (w Nowej Zelandii chcą nawet dać prawa wyborcze szympansom :) . Pozwolę sobie polemizować z tym poglądem. Dość przekornie porównam ogrodnika ekologicznego z Eichmannem m.in. zbrodniarzem hitlerowskim, twórcą logistycznego "sukcesu" i złowrogiej wydajności niemieckich obozów koncentracyjnych.

Celem (niektórzy twierdzą, że niemożliwym do osiągnięcia!) ogrodnictwa i rolnictwa ekologicznego jest osiągnięcie równowagi biologicznej między poszczególnymi organizmami, w tym stworzonym przez człowieka ekosystemie. Jeśli doprowadzimy ekosystem do tego stanu, presja ze strony chorób i szkodników będzie na tyle mała, że uzyskamy zadowalające plony. By tą równowagę osiągnąć bez stosowania "chemii" stosuje się takie metody jak odpowiedni płodozmian, sadzenie roślin w polikulturze, wypas mieszany (wielogatunkowy) czy tworzenie habitatów pożytecznych organizmów. W tym krótkim opisie dałem dowód mojego gatunkowizmu, no bo czy słowo szkodnik nie oznacza, że "potępiamy" istnienie danego organizmu/gatunku? Czy słowo "pożyteczny" nie sugeruje od razu, że cenimy dany organizm/gatunek bardziej niż inne?

Wracając do tytułowego Eichmanna... skoro nie ma różnicy w wartości miedzy ludźmi a zwierzętami to jaka jest różnica między Eichmannem a dobrym ogrodnikiem ekologicznym? Eichmann swoje obozy też projektował w taki sposób by były wydajne, stosował różne "miękkie" metody by łatwiej i taniej osiągnąć chore cele III Rzeszy. By zwiększyć produktywność wykorzystywał do tego nawet więźniów (niewolnicza praca, słynni "Kapo"..). Znajomość natury człowieka (np. psychologia czy fizjologia) używał do tego by wydajniej zabijać "nieludzi". Gdyby jeszcze w piecach nie używali brudnego węgla... Można zatem niemal powiedzieć, że stosował zasady permakultury? Napewno nie stosował jednak permakulturowej etyki czyli:
  1. Dbania o Ziemię (Lebensraum się nie liczy)
  2. Dbania o ludzi
  3. Redystrybucja nadmiaru dóbr i ograniczenie konsumpcji (Niemcy kradli co niemiara a Polakom konsumpcję chleba czy jakichkolwiek kalorii ograniczali aż nadto)

Każdy cywilizowany człowiek czuć będzie obrzydzenie i potępi te ohydne, barbarzyńskie praktyki. Czy jednak Ci sami ludzie będą się czuć podobnie w ogrodzie ekologicznym w którym stwarzamy (celowo!)  warunki do rozowju pasożytniczych os? Przypomnę tylko, że te osy składają jaja w gąsienicach czy mszycach (różne gatunki w różnych owadach) by ich młode miały świeże jedzenie, by zjadały te szkodnika "na żywca" od środka. To tylko jeden z wielu elementów. W takim
permakulturowym gospodarstwie wykorzystuje się (jakie brzydkie słowo) również kaczki do tego by zjadały ślimaki z permakulturowego warzywniaka a kury i świnie by zjadały szkodniki i zepsute spady.

Czy to jest opis obozu koncentracyjnego dla "czujących istot" czy może sielanki do której większość Czytelników dąży?

Pamiętajmy jednak, że idee mają swoje konsekwencje!

środa, 29 września 2010

Czy można mieszkać w chlewie?


Prosta odpowiedź na to pytanie brzmi tak - wystarczy nie zmywać naczyń i nie sprzątać w mieszkaniu jakieś 2 tygodnie (w przypadku studentów ten okres skraca się do tygodni lub jednej imprezy;).
Wpis dotyczyć ma sprawy mieszkania w budynku gospodarczym wybudowanym "na zgłoszenie" a nie jak Pan Bóg przykazał (a raczej urzędnik) występując uprzednio o pozwolenie na budowę do stosownego urzędu.

Moja wiedza w tej dziedzinie nie jest zbyt rozległa i jak wiele osób nie posiadających stosownego prawniczego wykształcenia jestem zagubiony w gąszczu różnych przepisów, które nasze rządy ciągle w swej nieskończonej mądrości produkują (aktualny rząd - tzw. liberałów "od podwyższania podatków" nie jest w tym lepszy). Znajomy architekt powiedział mi, że objętość dokumentacji związanej z budową zwykłego domu zwiększyła się od początku lat 90 o 1000%
Czy legalne jest mieć oficjalnie takich współlokatorów? Świnie oczyszczają ziemię po uprawie warzyw na komercyjną skalę - dzięki temu  ogranicza się koszta paszy, hoduje drogie świnie oraz ogranicza ryzyko wystąpienia szkodników zarówno świńskich jak i zwierzęcych.

Wiem a raczej wydaje mi się, że wiem, że można wybudować budynek gospodarczy o rozmiarach 5x5m. Jego wysokość nie może przekraczać 4 metrów... Taki 1 budynek może przypadać na każde 500m2 działki. Wystarczy go zgłosić do starostwa powiatowego.

Z drugiej strony inny znajomy powiedział mi, że rozmiar tego budynku może być 5x7m. Dodatkowo można takie budynki gospodarcze budować blisko siebie - praktycznie mogą do siebie przylegać. Ważne jednak, by były od siebie niezależne (nie mogą mieć wspólnej ściany).
Proszę podzielcie się informacjami na ten temat

Na podobny temat pisał niedawno autor wolnościowego bloga Maczeta Ockhama - opisany jest w tym wpisie jak mieszkać na "działce" (Pracowniczym Ogrodzie Działkowym).

Swoją drogą wiecie czy legalne jest mieszkanie w chlewie? Jeżeli nie, to jaki urzędnik pilnuje by ludzie nie mieszkali w chlewach?

sobota, 25 września 2010

Dlaczego nie warto kupować "ekologicznych" środków czyszczących..?

Tradycyjny, nieekologiczny płyn do mycia naczyń - teraz również o zapachu rumiankowym.
Dlaczego nie warto kupować "ekologicznych" środków czyszczących, piorących, myjących jeżeli wykorzystuje się szarą wodę w swoim ogrodzie/gospodarstwie?

Substancją czynną w większości konwencjonalnych środków czyszczących są detergenty . Sprawiają one, że brud czy tłuszcz "odkleja się" od tkaniny/rzeczy. Większość detergentów zawiera w swoim składzie jakieś związki fosforu.

Fosfor to jeden z biogenów, który przyczynia się do przeżyźnienia wody (pisałem o tym więcej tutaj). Nieoczyszczone ścieki zawierające detergenty gdy trafią do wód powierzchniowych przyczyniają się do zakwitu glonów i w konsekwencji nawet do śmierci ryby. Z tego powodu producenci proszków do prania (przy hojnej "pomocy" rządowego bata!) dążą do obniżenia zawartości fosforu w proszkach do prania czy środkach czyszczących.

Niektórzy producenci wychodzą przed szereg i produkują środki czyszczące nie zwierające fosforanów. Zwykle żądając za swój ekologiczny - bo nie zanieczyszczający (?) środowiska - produkt ekstra zapłaty. Przy czym wg. mojego doświadczenia z używanie ekologicznych płynów do mycia naczyń mają one wydajność porównywalną do płynów "z Biedronki 5l tylko za 4.99zł".

Dlaczego zatem "potępiam" ekologiczne środki czyszczące?

Robię to z tego względu, że fosfor zawarty w normalnym płynie do mycia naczyń czy proszku do prania można później powtórnie wykorzystać jako nawóz np. do drzewek owocowych. A skoro w "ekologicznym" produkcie tego fosforu nie ma, to taki tzw. "ekologiczny" proszek nie spełnia permakulturowej zasady "niech każdy element pełni co najmniej dwie funkcje" to gdzie tu jego "ekologizm"?

Przy tej okazji chcę wspomnieć jeszcze o biodegradowalności, bo wiele "ekologicznych" i tych nie środków szczyci się, że są biodegradowalne. Biodegradacja oznacza, produkt ulega rozkładowi przy udziale organizmów żywych. Praktycznie wszystkie środki czyszczące ulegają biodegradacji. Nawet te "normalne, "nieekologiczne". Skoro producenci "ekologicznych" środków czyszczących chwalą się, że ich produkt nie zanieczyszcza środowiska, bo nie ma fosforanów, to można się domyślić, że środki czyszczące zawierające fosforany rozkładają się. Po rozkładzie, fosfor zawarty w tych środkach pobierany jest przez glony co doprowadza właśnie do zakwitu i zanieczyszczeniu wód.
Zanieczyszczenie to surowiec w nieodpowiednim miejscu i/lub stężeniu.

Pieniądze zaoszczędzone na nie kupowaniu tzw. "ekologicznych" środków czyszczących warto wydać w miejscu gdzie naprawdę zrobi to różnice dla nas i środowiska np. drzewa i krzewy owocowe do leśnego ogrodu czy na produktywny żywopłot, rekuperator, wydajny piec/kocioł czy dodatkową izolację do domu.

W trakcie tworzeni wpisu znalazłem sklep w którym sprzedają "ekologiczną" czystą sól warzoną... 20,99zł za 2 kg! Nie dziwi to, bo za wegański produkt z 2 certyfikatami, i posiadający jeden tytuł klient musi zapłacić. To zwykła sól sprzedawana 40 razy drożej - to się nazywa potęga marketingu - rolnicy powinni się tego nauczyć.

A Ty nadal zamierzasz kupować ekologiczne środki czystości?

piątek, 24 września 2010

Co to jest LER - Land Equivalent Ratio?

 Dzisiejszy wpis będzie przydatny głównie dla osób, które uprawą chcą zająć się na skalę komercyjną, gdzie dbanie o wydajność ekonomiczną jest jednym z priorytetowych zadań.
LER to angielski akronim (rodzaj skrótu) powstały ze słów Land Equivalent Ratio lub Land Equivalent Rate co w wolnym (i moim) tłumaczeniu oznacza "Współczynnik Odpowiednika Ziemi" (jestem otwarty na sugestie jak to tłumaczenie zmienić). LER został wymyślony by mierzyć wzrost (lub spadek) wielkości plonów gdy są one uprawiane w sposób inny niż monokulturowy i by porównywać tą wydajność do plonów, które uzyskano by z uprawy monokulturowej... Szczególnie często stosuje się LER w przypadku upraw agroleśniczych i uprawy współrzędowej. Przykładowo jeżeli uprawiamy gildię roślinną typu indiańskie trzy siostry czyli kukurydzę, fasolę i kabaczek to później mierzymy ile ziemi potrzeba by by uzyskać podobne plony uprawiając w monokulturze (czyli każdą z roślin osobno) poszczególne rośliny.
Zatem jeżeli z ha uprawy trzech sióstr uzyskuje się tyle plonów, że trzeba by poświęcić 1,3 ha ziemi (wartość wymyślona) tych trzech roślin uprawianych w monokulturze to LER wynosi 1,3. Proste prawda?

LER został wymyślony by mierzyć wydajność plonów na skalę komercyjną - w przydomowym, nawet produktywnym ogrodzie nikt nie chodzi z wagą czy suwmiarką...
W tym młodym sadzie wypasają się gęsi przyczyniając się do wzrostu LER'u wieloletniego. Murawa dzięki temu jest idealnie przystrzyżona.

Jak intuicyjnie większość ludzi czuje a ci, co jeszcze pamiętają początek swojej przygody z ogrodnictwem wiedzą, nie jest tak dobrze, że wszystkie uprawy współrzędne (czy ogólnie uprawiane nie w monokulturze) zawsze owocują zwiększeniem plonów. Naszym zadaniem jest odkrycie, które kombinacje powodują zwiększeniem plonów a których kombinacji lepiej unikać (np.cebulowatych i warzyw strączkowych).

LER to bardzo fajna teoria, pora jednak na jakieś dowody, że to co opisuję to nie tylko mój wymysł. A i praktyczne zastosowania tej wiedzy by się przydało, bo przecież to jest esencją permakultury.




Przeprowadzono doświadczenie nad wpływem robinii akacjowej (Robinia pseudoacacia)
na zawartość azotu w jęczmieniu. Badanie polegało na mierzeniu wielkości i jakości plonów w zależności od gleby (dwa rodzaje) i poziomu nawożenia azotem (trzy różne wielkości). Okazało się, że plony obu roślin były o 53% wyższe niż gdyby te dwie rośliny uprawiano osobno. Nie tylko wielkość plonów była wyższa, ale również jakość jęczmienia była lepsza. W drugim roku po posadzeniu robinii zawartość azotu w ziarnie i słomie jęczmienia była wyższa niż tego jęczmienia uprawianego w monokulturze o 11%*. W kolejnym roku eksperymentu wycięto drzewa co spowodowało znaczny wzrost zawartości azotu w ziarnie(najprawdopodobniej na skutek rozkładu korzeni robinii, na których licznie występują bakterie wiążące azot). Średnio ziarno jęczmienia uprawianego w międzyrzędach robinii akacjowej zawierało 23%* więcej azotu niż jęczmień uprawiany w monokulturze.

*Zwiększona zawartość azotu w ziarnie i słomie zwykle oznacza większa zawartość białka - jęczmień rosnący między rzędami robinii miał zatem wyższą wartość użytkową (białko to najdroższy element paszy).

Uprawa alejowa służy nie tylko jęczmieniowi, ale również środowisku - gdybyśmy chcieli pozyskiwać drewno robinii akacjowej na monokulturowej plantacji doprowadzilibyśmy do przedostawania się azotanów do wód gruntowych (efekt podobny jak rolnik nadmiernie czy nieodpowiednio używający nawozów azotowych). Wynika to z tego, że robinia jest wydajną rośliną wiążącą azot - tak wydajną, że aż może zanieczyszczać środowisko! (gdy rośnie w monokulturze i nie ma w okolicy innych roślin, które mogą zużytkować związany przez nią azot). Efekt ten opisany jest w tym badaniu.

Niestety nie ma wielu badań na temat LER poszczególnych kombinacji różnych upraw z klimatu umiarkowanego. Te z cieplejszych rejonów są jednak obiecujące np. pszenica + topola LER 1,52 - 1,74.

Zapewne ciekawy efekt zwiększający wydajność uzyskano by gdyby sadzić drzewa na poziomicach (w poprzek spadku terenu) co ograniczyłoby erozję wodną oraz gdyby drzewa stanowiły żywopłoty chroniący uprawy od niszczycielskiej siły wiatru. W przypadku sadów  czy plantacji drzew w wielu przypadkach dodanie elementu zwierzęcego znacznie podnosi LER. Chociażby jeżeli kontrolujemy chwasty za pomocą kurzych, gęsich czy króliczych traktorów. Inna sprawa czy nam się chce i czy możemy ten system dopasować do naszych indywidualnych warunków. Technicznie rzecz biorąc z chwilą wprowadzenia zwierząt gospodarskich do sadu nasz sad zmienia się w system sylwopastoralny.

Znacie może jakieś inne kombinacje upraw, które zwiększają LER? Jeśli tak to podzielcie się proszę wiedzą pisząc w komentarzu.

czwartek, 16 września 2010

Permakultura i zwierzęta cz.4 - Króliki - mięso z przydomowego ogródka.

Wielu osobom wydaje się, że w przydomowym leśnym ogrodzie można produkować tylko rośliny, no może jeszcze kilka jajek dziennie - by produkować własne mięso, trzeba mieć naprawdę spory obszar ziemi idący co najmniej  w hektary. Mam nadzieję, że uda mi się przekonać Was, że do "produkcji mięsnej" (jakie mocne słowa) nie trzeba mieć hektarów...

Jakie zwierzęta najbardziej nadają się do hodowli w przydomowym ogrodzie?

Zwierzęta, które byłyby przydatne do ogródkowej produkcji mięsa powinny charakteryzować się przynajmniej częścią z wymienionych tu cech:
  • szybko i łatwo się rozmnażać
  • szybko dorastać
  • mieć dobry współczynnik konwersji paszy (potrzebować małą ilość jedzenia do wyprodukowania danej ilości mięsa)
  • nie być hałaśliwe 
  • być łatwe w obsłudze
  • dawać zdrowe mięso
  • być oczywiście smaczne!
Mój pierwszy typ to króliki

Króliki to zwierzęta typowo roślinożerne potrzebują do optymalnego wzrostu paszę roślinną o zawartości białka około 16-18%. Komercyjna produkcja mięsa króliczego opiera się na stosowaniu granulatów paszowych i pasz gospodarczych (takich, które można wyprodukować we własnym gospodarstwie).

Standardowo na zaspokojenie potrzeby przeciętnej rodziny zwykle wystarcza mieć 4-5 króliki, będą służyć za stado podstawowe (które będzie służyć do dalszego rozrodu). Z tych 4-5 królików oczywiście jeden musi być samcem. Oznacza to, że będzie można mieć 3-4 samice.

Przeciętna samica dostarcza (w hodowli komercyjnej) około 36, gotowych na rynek królików na rok. Oznacza to, że w skali roku można uzyskać z jednej samicy (i samca oczywiście :) około 100 kg królików czyli około 50 kg mięsa. Wartości te należy w przypadku chowu przydomowego, braku wiedzy i doświadczenia w hodowli królików obniżyć. Zwłaszcza jeżeli naszym priorytetem nie jest hodowla królików najbardziej ekonomicznie a najbardziej zdrowo dla nas i środowiska (czyli z ograniczeniem zbóż, nasion roślin strączkowych, odpadów piekarniczych...). Z 3-4 samic można zatem przy odrobinie szczęścia uzyskać około 120-150 kg mięsa króliczego lub około 2 króliki na tydzień. To sporo.

Ile paszy potrzebują króliki i co jedzą?

Jedna samica z młodymi odchowanymi do wagi rzeźnej (około 2,5 kg) zjada około 100 kg wartościowej, suchej paszy (siano + granulat). Odpowiednio więcej gdy podaje się zielonkę (świeże rośliny) - siano ma wilgotność kilkunastu procent , zielonka zwykle 75-90%. Ilość ta dotyczy hodowli komercyjnej - w przypadku chowu przydomowego z racji możliwego wolniejszego wzrostu królików ilość paszy do odchowania królików może ulec zwiększeniu.

Dzikie króliki to zwierzęta przystosowane do jedzenia paszy o stosunkowo niskiej wartości odżywczej - trawy, zioła, liście, gałęzie.. Wykorzystują również bakterie do zwiększania wartości odżywczej swego pokarmu.

Jeśli jednak nie chcemy hodować królika do wagi rzeźnej rok musimy zadbać o to by miał odpowiednią paszę - stosunkowo bogatą w białko i kalorie. Wspomniałem wcześniej, że pasza dla królika powinna zawierać około 16-18% białka by szybko rósł. Znalazłem spis roślin, którymi można karmić króliki wraz z opisem właściwości leczniczych poszczególnych rodzajów roślin. Proszę tylko pamiętać, że opisane tam rośliny są przedstawiane pod katem żywienia królika-zwierzaka domowego a nie królika przeznaczonego na cele spożywcze. Nie widzę przeciwwskazań by karmić królika np. orzechami włoskimi pod koniec tuczu, by obrósł w tłuszcz.

Króliki mogą spożywać produkty, które w innym przypadku musiałyby wylądować w śmieciach lub w najlepszym przypadku na pryzmie kompostowej. Na zdjęciu w jednym wiadrze obierzyny od słodkiej kukurydzy, w drugim wiadrze liście i łykowate głąby od kalafiora. Dzięki królikom te "odpady" zostaną przemienione w smaczne i pożywne mięso. 
W trakcie tworzenia wpisu znalazłem również ciekawe informacje o eksperymencie przeprowadzonym w Nigerii. Eksperyment polegał na zamianie przemysłowo wytworzonego koncentratu paszowego na liście morwy i badaniu jakie króliki będą miały przyrosty. Okazało się, że można liśćmi morwy zastąpić do 50% koncentratu paszowego bez różnicy w tempie wzrostu królików. Warto również rozważyć stosowanie innych drzew i krzewów paszowych w diecie królika np. jesionu, karagany syberyjskiej, wierzby... W połączeniu z zielonką z różnych jadalnych chwastów taka dieta zapewni królikom pełnowartościową i zdrową dietę. To zaś sprawi, że zjadane przez nas króliki będą zdrowe, bogate w witaminy i mikroelementy.

Dlaczego króliki wpasowują się dobrze w koncepcję samowystarczalnego, permakulturowego gospodarstwa?

Króliki bardzo dobrze wpisują się w koncepcję samowystarczalnego gospodarstwa chociażby z tego powodu, że mogą zjadać chwasty czy produkty dla nas niejadalne lub takie, których my jeść już nie chcemy np. sałata, która zaczęła kwitnąć, nać marchwi, stary kalafior... Dzięki temu jesteśmy w stanie produktywnie wykorzystać większą cześć produktów z naszego ogrodu, co jest szczególnie istotne jeżeli ten ogród nie jest zbyt duży...

Oczywiście w pozyskiwaniu paszy dla królików nie musimy ograniczać się tylko do naszej posesji - od sąsiadów można pozyskać np. ścinki trawy a z terenów publicznych czyli bezpańskich :) różne odżywcze rośliny typu pokrzywy, mniszek lekarski, cykorię czy łopian.

Dodatkową korzyścią z posiadania królików jest króliczy nawóz, który zaliczany jest do nawozów "ciepłych", nadaje się wiec dobrze do inspektów. Jest również bogaty w azot - może więc służyć za substancję, która dodana do materiałów bogatych w węgiel przyspieszy ich rozkład i zwiększy produkcję ciepła w procesie kompostowania.

Króliki można wykorzystać również do kontroli chwastów w sadzie - trzeba umieścić je w króliczym traktorze. W ten sposób niepozorny sad zmieni się w produktywny system agroleśniczy w którym to co było problemem (chwasty i trawa) zmienia się w plon - paszę dla królików.

poniedziałek, 13 września 2010

Dlaczego przygotowując ogród do zimy powinniśmy być leniwi?

Jesień to czas zbiorów i przygotowania ogrodu do zimy - często oznacza to wytężoną pracę. Chciałbym tym wpisem zainspirować Was do tego by pewne rzeczy sobie "odpuścić". Mam nadzieję, że przedstawię dlaczego takie leniwe podejście jest lepsze od bycia pracowitym. Zwykle bycie leniwym jest źle postrzegane, dlatego trzeba sobie do tego lenistwa dorobić jakąś ideologię ;) Myślę, że permakultura ma w tym momencie wiele do zaoferowania.

W naturalnych ekosystemach w klimacie umiarkowanym gleba nie bywa odkryta praktycznie nigdy. Naturalne pożary to wyjątki a wiatrołomy są w dużej mierze konsekwencja złej gospodarki (nie tylko) leśnej z czasów gdy tzw. "plan" był ważniejszy niż  jakieś tam lokalne warunki glebowe czy klimatyczne. :) A nie naturalnym i częstym zjawiskiem.

Kilka miesięcy temu widziałem przewróconą, starą wierzbę. Z ciekawości podszedłem by sprawdzić ile ziemi zostało odkryte, ile gleby było wystawione na erozję - na oko niecały metr kwadratowy. Mowa o około stuletniej wierzbie rosnącej nad jeziorem z przeżyźnioną wodą.
Zresztą określenie "goła ziemia" nie oddawałoby dokładnie sytuacji, ponieważ ziemia pokryta tam była warstwą liści, gałązek. Sama gleba była przerośnięta grzybnią grzybów mikoryzowych co dalej zabezpieczało ten mały obszar przed erozją.

Gdyby wierzba przewróciła się zimą to okrywa gleby składałaby się z jeszcze większej ilości liści co stanowiłoby również dobre zabezpieczenie.

Po 2 miesiącach poszedłem zobaczyć ten teren ponownie - nie było już śladu , że coś tam się stało (służby porządkowe drewno wywiozły). Gleba była szczelnie zakryta przez rożne krzewy i chwasty. Wzmożona erozja wodna na tym obszarze to ślad przeszłości - gleba została szybko zabezpieczona i warunki do akumulacji materii organicznej mogły znowu zachodzić.

Czy potrzeba schludności to... wymyślona potrzeba?

Zwykle ogrodnicy nie za bardzo lubią jesień - po pierwsze oznacza to koniec sezonu wegetacyjnego, po drugie zwykle trzeba grabić i palić liście. "Trzeba" to robić ponieważ w przeciwnym wypadku ogród może wyglądać na "zaniedbany". Czy aby na pewno taki ogród w którym liście są wygrabione jest bardziej zadbany? Osobom tak myślącym proponuję porównanie ogrodu do zdrowia. Czy osoba przyjmująca więcej lekarstw jest "bardziej zadbana" od tej, która przyjmuje mniej? W przypadku gdy osoba ta jest chora to może i tak, ale jeśli te lekarstwa są zbędne?

Nasza postagralna kultura bardzo nie lubi ludzi leniwych... zresztą czym jest lenistwo jak nie neolitycznym (powstałym w czasie po wymyśleniu rolnictwa)  wytworem? Właściciele niewolników czy chłopów wiele tracili gdy ich niewolnicy byli leniwi (patrz "Satyra na leniwych chłopów"). Łowcy-zbieracze z kolei na zaspokojenie swoich potrzeb pracowali po kilkanaście godzin tygodniowo - resztę czasu poświęcając na śpiewy, rozmowy, sztukę i wszystko inne co czyniło nas ludźmi.
"Schludny" wygląd ogrodu w dużej mierze powstał z potrzeby kontrolowania natury i pokazywania władzy. Bo czym innym jak nie ekstrawaganckim przejawem władzy jest Luwr z jego idealnie przyciętymi żywopłotami i wypielęgnowanymi trawnikami?

Jakich przygotowań do zimy unikać?

Wiele z powszechnie stosowanych praktyk ogrodniczych i rolniczych warto unikać oto kilka najpowszechniejszych:
  • Przekopywanie gleby i zostawianie skib ziemi by skruszały od mrozu. Może czas by pomyśleć o ściółkowanej wzniesionej grządce, której przekopywać nie trzeba? Przez jesień, zimę i początek wiosny sporo materii organicznej może się na takiej grządce rozłożyć dając początek żyznej glebie.
  • Grabienie liści - coroczny dodatek liści zabezpiecza glebę przed zimą dając schronienie wielu organizmom żywym
  • Palenie liści - czasami część liści trzeba zgrabić (np. z chodników by nie były śliskie). Liście zwykle usypuje się w "kupy" do czasu aż wyschną. Wtedy pali się je. Czy wiesz, że w takich liściach często zimują jeże? Jeże to wytrawni  pędrako i ślimakożercy. Chyba nie chcesz palić swoich sojuszników? Poza tym liście to świetny dodatek do gleby "przyciągający" grzyby mikoryzowe. By zabezpieczyć liście od rozwiewania można je przykryć siatką. Widziałem nie raz delikatne róże zabezpieczane przed zimą w ten sposób - nie dość, że liście stanowić będą swego rodzaju izolację przed mrozem,, to będą również żywić grzyby..
  • Usuwanie chwastów z zaniedbanych miejsc - uschnięte pokrzywy, chwasty, leżące na ziemi próchniejące gałęzie są miejscem zimowania wielu pożądanych gości w naszym ogrodzie. Jeżeli jest jakiś czas na porządkowanie "dzikich" czy "zaniedbanych" zakątków ogrodu to na pewno nie jest nim jesień gdy wiele pożytecznych owadów szykuje się do zimy. Szkodniki zresztą również, ale trzeba pamiętać, że te rozmnażają się dużo szybciej. W ogrodzie ekologicznym pożyteczne owady czy zwierzęta należy traktować jak rolnik traktuje swój inwentarz. Niszczenie im schronienia przed zimą nie stanowi najbardziej rozsądnego zachowania jeżeli zależy nam na ich dobru.

Biedronka na jednym z zasuszonych chwastów późną jesienią.

Korzyści z "nieprzygotowywania" ogrodu do zimy

  • Nie usuwając liści z ziemi zabezpieczamy ją przed erozją i poprawiamy żyzność gleby
  • Mamy więcej czasu dla siebie i rodziny
  • Nie niszczymy środowiska życia wielu organizmów
  • Ogród na wiosnę będzie wymagał mniejszej ilości przygotowania
  • Mniejsze problemy ze szkodnikami

Jakie prace warto wykonać przed zimą?

Niektóre zajęcia warto przed zimą wykonać. Należą do nich np.
  • Wysianie roślin na nawóz zielony jeżeli mamy gołą glebę. Często jednym z minusów (stosowanych na skalę rolniczą) nawozów zielonych jest wykorzystywanie przez nie wody, która później jest niedostępna w wystarczającej ilości dla głównego plonu wczesną wiosną. Ten rok jest wyjątkowo mokry, więc to będzie duży plus - nawóz zielony, który zużyje część wody  może pomóc w tym, że nasz ogród nie zmieni się w bagno.
  • Wygrabić liście chorych z chorych drzew. Zwłaszcza jeśli nie przewidujemy stosowania mączki bazaltowej lub soli morskiej w najbliższej przyszłości.
  • Sadzić drzewa i krzewy owocowe - na jesień są tańsze
  • Zabezpieczyć co delikatniejsze rośliny

Gdy następnym razem ktoś będzie Cię namawiał do tego by "zrobić zimowy porządek" w ogrodzie po prostu powiedz mu:

Nie

Teraz masz już nawet ideologię:)

środa, 8 września 2010

Jak wyhodować wysokiej wartości drewno w systemie agroleśniczym?

Wpis dotyczyć będzie głównie pozyskiwania wartościowego (w sensie finansowym) drewna z systemów agroleśniczych i tego co zrobić by uzyskać za drewno możliwie najwyższą cenę.

Dlaczego drewno z jednego drzewa jest warte mniej niż drewno z innego?

Wpływ na cenę drewna ma wiele czynników. Oto cześć z nich:
  • Gatunek drzewa
  • Brak uszkodzeń od szkodników czy chorób
  • Ilość i wielkość sęków (im więcej tym niższa jakość drewna)
  • Koniunktura gospodarcza i moda (w mniejszym stopniu)
  • Rozmiary (im dłuższe i szersze deski, bale czy belki da się zrobić z danego kawałka drewna tym droższe jest to drewno) 
  • Potencjalne zanieczyszczenia w drewnie (np. wbite gwoździe)
  • Wiek drzewa z którego pozyskano drewno
To zapewne nie wszystkie czynniki, myślę jednak, że te najważniejsze.

Dwa drzewa tego samego gatunku posadzone tego samego roku mogą jednak osiągnąć kilkadziesiąt lat później rożna cenę. O ile na koniunkturę gospodarczą i modę mamy mały wpływ to na pozostałe czynniki już możemy wpływać dość istotnie.

Na naszym blogu promujemy (da się to chyba zauważyć:) agroleśnictwo czyli sposób użytkowania ziemi, który integruję hodowlę drzew i jakąś inną działalność rolniczą np. wypas gęsi. Taki rodzaj systemu agrloeśniczego nazywa się sylwopastoralizmem lub lasem pastwiskowym.

Ten dorodnie wyglądający dąb potencjalnie może dostarczyć dużej ilości drewna.


Jakie czynniki muszą być uwzględnione przy projektowaniu systemu agroleśniczego?
By na danym terenie można było wypasać zwierzęta i by było to w miarę opłacalne ruń pastwiskowa (poziom traw, roślin bobowatych i ziół) musi otrzymywać odpowiednio wysoki poziom nasłonecznienia. Oznacza to, że drzewa rosnące na pastwisku nie mogą rosnąć zbyt gęsto, gdyż powodowałoby to silne zacienienie i niską produkcję zielonki (paszy dla zwierząt) - by wyżywić 1 krowę przez rok (z zebraniem siana na zimę) potrzeba około 10-15 ha lasu lub około 1 ha dobrego pastwiska. Ponadto jeśli chcemy z danego terenu uzyskać drogie drewno to drzewa muszą mieć odpowiedni pokrój - muszą być długie i strzeliste.

Po dokładnym przyjrzeniu się można zauważyć, że nie da on  wysokiej jakości drewna, gdyż bardzo nisko jego pień "rozdwaja się". Najdłuższa deska jaką można uzyskać z tego drewna będzie stosunkowo krótka i cienka a więc tania.

Kolejną kwestią o której trzeba pamiętać jest należyte zabezpieczenie drzew jeśli chcemy wypasać w lesie pastwiskowym zwierzęta. Drzewa muszą być gotowe na obecność zwierząt. Przykładowo w pierwszym roku po posadzeniu może być lepiej pozyskiwać tylko siano lub uprawiać zboże. W drugim można się pokusić o wypas kur, w trzecim i czwartym wypas gęsi (drzewka muszą koniecznie być zabezpieczone przed ogryzaniem).  Starsze drzewka mogą znieść obecność świń, owiec i krów. Młode drzewko nawet dobrze zabezpieczone przed zgryzieniem kory i liści może nie wytrzymać ocierania się o nie krowy. To oczywiście tylko propozycje - systemy agroleśnicze można i trzeba dopasowywać do indywidualnych warunków.


Dlaczego najdroższe drewno pochodzi od drzew z lasu?
Drewno pochodzące z lasu jest na ogół droższe niż to pochodzące z przycinki rowów melioracyjnych czy drzew śródpolnych. Przyczyną różnicy w cenie jest jakość drewna - to pochodzące z lasu ma mniej sęków niż drzewo rosnące. Mniejsza ich ilość w drewnie z lasu jest spowodowana tym, że drzewa w lesie szybko "oczyszczają" pień z dolnych gałęzi. To zaś spowodowane jest tym, że leśne drzewa muszą walczyć o dostęp do światła - po kilku latach ilość światła, która dociera do dolnych gałęzi jest na tyle mała, ze drzewu nie opłaca się w ogóle podtrzymywać ich przy życiu. Dla leśnego drzewa dużo lepsza inwestycją energii jest wyprodukowanie nowych gałęzi u góry drzewa gdzie światła (chwilowo) jest pod dostatkiem. Wynikiem takich warunków wzrostu jest długi, prosty a więc cenny pień.

Drzewa śródpolne, takie rosnące "swobodnie", które nie muszą walczyć o światło nie mają potrzeby pięcia się w górę. W takim wypadku drzewo nie ma żadnego interesu w tym by odrzucać dolne gałęzie (skoro coś działa to po co to zmieniać?) Miejsca w  których długo rosną gałęzie a zwłaszcza gdy są grube i duże powodują pojawianie się na pniu sęków (jednej z wad drewna).
Drzewa swobodnie rosnące będą zatem zwykle produkować gorszej jakości drewno niż to pochodzące z lasu. Z racji mniejszej konkurencji (drzewa po kilku latach zaczynają dominować nad innymi roślinami na danym terenie) wzrost drzew wolno stojących jest szybszy. Z wolno stojących drzew uzyskujemy  zatem trochę więcej drewna, jest ono jednak zwykle gorszej jakości.

Jakie korzyści nad uprawą drzew w lesie niesie ze sobą hodowla drzew w systemie agroleśniczym?
Dwie główne korzyści w posiadaniu systemu agroleśniczego to:
  • Nie zamrażamy kapitału (ziemi) na kilkadziesiąt lat. W trakcie gdy drzewa rosną można na tym samym terenie np. wypasać zwierzęta, pozyskiwać siano, uprawiać zboże w międzyrzędach drzew, hodować cieniolubne zioła lub grzyby... Jest to zatem sposób na zwiększenie zadrzewienia kraju nawet bez państwowych dotacji.
  • Drzewa z racji mniejszej konkurencji rosną szybciej. Przykładowo wg. "Temperate Agroforestry Systems" orzech czarny w systemie agroleśniczym osiąga wiek rębny w wieku 30-50 lat a nie minimum 80 lat jak to jest na standardowej plantacji tego drzewa. Korzyść finansową z posadzenia drzew mogą zatem osiągnąć nawet osoby, które te drzewa sadziły  a nie dopiero ich dzieci czy wnuki. Hektar albo dwa takiego systemu agroleśniczego stanowić może obok dobrze odchowanych dzieci ;) prawdziwe zabezpieczenie emerytalne - nie to co piramidki finansowe typu ZUS czy OFE.
Czy w systemie agroleśniczym można produkować drewno wysokiej jakości?
Tak, należy jednak odpowiednio drzewa prowadzić (przycinać). Zwykle polega to na usuwaniu piłą dolnych gałęzi oraz dbaniu by drzewa nie miały różnych wad. Koniecznie trzeba pamiętać o zasadzie, że podczas jednego zabiegu nie usuwa się więcej niż 30% korony drzewa. Najlepiej drzewa przycinać w okresie spoczynku - w Polsce oznaczać to będzie zimę, w ciepłym i suchym klimacie (np. Włochy, Grecja, Kalifornia) latem czy może dokładniej mówiąc w czasie pory suchej.

Osobom myślącym poważniej o produkcji wysokiej jakości drewna konstrukcyjnego w systemie agroleśniczym polecam obejrzenie 10 minutowego filmu autorstwa Darrena Doherty - specjalisty od projektowania Keyline.

niedziela, 5 września 2010

Leśny ogród cz.11 - Jak zamienić zdziczały sad w produktywny leśny ogród?

Leśny ogród można założyć w wielu różnych miejscach. Zdarza się, że jednym z punktów  wyjścia jest sad. Często mocno zdziczały i zarośnięty. Oznacza to, że ekosystem tego sadu jest już na dalszym etapie sukcesji ekologicznej niż byśmy tego chcieli. Nierozsądne byłoby wycinanie wszystkich drzew i sadzenie w ich miejsce nowych - przecież na pierwsze plony trzeba by czekać sporo czasu. Zresztą oznaczałoby to więcej pracy...

Co należy uczynić jeśli posiadamy zdziczały sad?
Powycinać sporo drzew i krzewów. Brzmi bardzo prosto. Zanim jednak tego dokonamy warto mieć jakąś wizję danego miejsca. Jednak by nasza wizja nie zmieniła się w przyszłości w ogrodniczą marę senną warto zachować odpowiednie odległość miedzy drzewami i krzewami. Tak by każde tego wymagające drzewo czy  krzew miał wystarczającą ilość światła, by zmniejszyć konkurencję o wodę i substancje mineralne. Drzew (nawet tych  owocowych) zwykle trzeba usunąć sporo. Więcej roślin owocowych wcale nie oznacza więcej owoców...

W klimacie umiarkowanym drzewa w leśnym ogrodzie powinny zajmować około 40% powierzchni. Dąży się do tego po to, by móc posadzić na niższych piętrach krzewy i rośliny zielne, nawet te światłolubne. Zapewne Czytelnicy zauważyli, że drzewa rodzą najlepiej owoce i orzechy jeśli korony drzew nie stykają się ze sobą. Co innego jeśli zależy nam na produkcji biomasy na opał/podłoże dla grzybów/paszę dla zwierząt - w tych miejscach drzewka i krzewy mogą rosnąć trochę gęściej.

W zdziczałych sadach nierzadko rośnie mnóstwo chwastów. Niektóre z nich są bardzo wysokie (drzewa), może nawet wyższe niż drzewka owocowe. Wtedy to one w pierwszej kolejności powinny iść pod topór lub sekator. Zwykle takie drzewa pionierskie mają rozległy system korzeniowy i są bardzo "zachłanne" na wodę i substancje mineralne. Drzewa i krzewy owocowe z ich słabszymi korzeniami (zwłaszcza na podkładkach skarlających) taką konkurencję będą przegrywać, co objawia się w mniejszej ilości owoców i gorszej ich jakości.


Na tym zdjęciu (kliknij w zdjęcie, żeby powiększyć) zrobionym w około południa jeden z dużych chwastów (jesion) zasłania jabłoń, która co prawda produkuje smaczne owoce, ale w dość małej ilości i niewielkiego rozmiaru. Gdyby pozwolić mu rosnąć jeszcze kilka sezonów zapewne spowodowałoby to zmniejszenie ilość owoców produkowanych przez jabłoń i pogorszyłoby to ich jakość. Możliwe nawet, że całkiem zagłuszyłby jabłoń. Nie dość, że jesion konkuruje z jabłonią o wodę i sole mineralne, to jeszcze pozbawia jej światła.  Jest zatem idealnym kandydatem do "odstrzału". Jego usunięcie/przycięcie przyczyni się do znacznego wzrostu ilości produkowanych jabłek. Efektem ubocznym rozkładu korzeni drzew może być wysyp grzybów szlachetnych (jak to miało miejsce u Pana Jacka).

Czy można posadzić po takiej wycince drzew produktywne rośliny?

Takie oczyszczanie zdziczałego sadu to doskonały moment na sadzenie różnego rodzaju krzewów i ziół do leśnego ogrodu. Wynika to z tego, że zwykle (zależy od tego jak bardzo zdziczały taki sad jest) rosnące tam drzewa i krzewy powodują całkowite zacienienie gleby, co sprawia, że nie rosną tam prawie w ogóle żadne trawy,  rośliny zielne czy chwasty. Warto ten moment wykorzystać. Jeśli nie mamy akurat czasu lub odpowiednich roślin w odpowiedniej ilości, to dobrze jest teren wyściółkować (sugeruję karton na dół + jakaś warstwa estetycznej ściółki na górę) by nie dopuścić do jego zachwaszczenia. Zaniechanie tego działania spowoduje kiełkowanie nasion znajdujących się na pewno w dostatku w glebie - one tylko czekają aż będą miały trochę słońca...W leśnym ogrodzie również obowiązuje zasada, że lepiej zapobiegać niż leczyć!




Jesion z poprzedniego zdjęcia po przycince. Jego korona została zredukowana o ponad 50%. Jest to raczej niezdrowe dla drzewa. Nie zależy mi jednak na jego zdrowiu, wręcz przeciwnie... Występowanie o zgodę na pozwolenie na wycięcie na nie moim terenie byłoby stratą czasu. Dzięki takiemu postępowaniu część niedojrzałych jeszcze jabłek na jabłonce z tyłu będzie lepiej nasłoneczniona i jeszcze smaczniejsza. Proszę zwrócić uwagę na ilość liści i gałęzi u podnóża ogołoconego drzewa. Ten jesion służył zatem jako dużych rozmiarów dynamiczny akumulator i roślina wiążąca węgiel (zwiększająca ilość materii organicznej w glebie).




Czy czas w jakim dokonujemy porządkowania zdziczałego sadu ma znaczenie?
Tak, czas oczyszczania ma znaczenie. Jeżeli oczyszczania dokonywalibyśmy zimą czy późną jesienią, gdy na drzewach nie ma już liści, to na wiosnę w ogrodzie mielibyśmy pełno odrostów korzeniowych. Przyczyną tego zjawiska byłaby duża ilość energii zgromadzona przez drzewa w korzeniach roślin. Przycięcie w okresie późnego lata pobudzi drzewa do wytworzenia odrostów korzeniowych na jesień. Zwykle ujemne temperatury przeszkodzą w zdrewnieniu takich odrostów. Dodatkowo drzewa i krzewy będą miały mniej niż gdyby mogły "zmagazynować" energię z liści jak to ma miejsce zwykle na jesień. Z drugiej strony drzewo ścięte zimą ma mniejszą wilgotność, niż to ścięte w pełni sezonu wegetacyjnego.

Miłośnicy hodowli grzybów jadalnych będą chcieli z kolei oczyszczać sad bardzo wczesną wiosną, gdy drzewa transportują soki z korzeni do liści. Drewno z drzewa ściętego w tym czasie daje grzyby lepszej jakości.


Co zrobić ze "odpadami" z przycinki drzew w takim sadzie?
Ścinki z przycinki najlepiej jest rzucić pod drzewka, które postanowiliśmy zostawić. Dzięki temu:
  • zwiększymy poziom materii organicznej wokół drzewa
  • dostarczymy substancji odżywczych drzewku
  • stworzymy przyjazne warunki dla rozwoju grzybów mikoryzowych
  • utrudnimy wzrost chwastom
 Ta wcześniej zasłonięta przez jesion jabłoń została obłożona dużą ilością ścinków z tego jesionu. W ten sposób zawarte w nim składniki odżywcze przyczynią się do lepszego plonowania. Utrudnią również wzrost chwastów. Na przyszły rok drzewko to powinno dać dużo większą ilość owoców lepszej jakości. Będzie to zapłata za te kilka chwil poświęconych na poprawę jego środowiska.



Można również ścinki drzew kompostować. Zwykle jednak szkoda marnować na kompostowanie czas.

piątek, 3 września 2010

Jak stare jest Twoje jedzenie?

W dzisiejszym wpisie chciałbym zwrócić Czytelnikom uwagę na "świeżość" poszczególnych rodzajów żywności. Pisałem już o tym, że niekoniecznie mniej przetworzona żywność jest zdrowsza od tej na którą ludzie poświęcili więcej czasu i wysiłku. Zwykle im świeższe są produkty tym większą wartość odżywczą i smakową posiadają (ogórki małosolne są tu jednym z wyjątków - mocno ukiszone są dużo lepsze i smaczniejsze ;).

Ten post poświęcony będzie jednak nie temu czy lepsza jest sałata prosto z ogrodu czy taka tygodniowa z supermarketu. Będę chciał w nim przedstawić, że im starsza żywność tym lepsza a im świeższa tym gorsza. Wszystko w ewolucyjnej skali czasu...

Na potrzeby tego krótkie opracowania pozwoliłem sobie podzielić żywność na trzy grupy:

  1. Żywność paleolityczna - przed odkryciem rolnictwa 
  2. Żywność neolityczna - od czasu zapoczątkowania rolnictwa czyli od około 10-13 tysięcy lat)
  3. Żywność industrialna (przemysłowa)  od czasu rewolucji przemysłowej

Pierwsza grupa żywności to jedzenie, które ludzie (i ich przodkowie) spożywali praktycznie od zarania dziejów. W gruncie rzeczy nasi paleolityczni przodkowie spożywali wszystko co dostarczało jakiejś ilości kalorii. Zdecydowanie preferowali żywność bogatą w kalorie, niż tą rzekomo zdrową i łykowatą (chciałem napisać bogatą w błonnik. ;) Te "paleolityczne" produkty to np.

Paleolityczna "piramida żywienia"
  • padlina -Hominidy zanim nauczyły się polować spożywały padlinę pozostawioną przez drapieżców. Przykładowo z powodu silnej budowy czaszki ofiary, zwierzęta drapieżne nie mogły spożyć mózgów swych ofiar. Hominidy, które nauczyły się korzystać z narzędzi minimum 3,4 mln lat temu potrafiły spożytkować to niezwykle bogate w tłuszcz źródło żywności.
  • organy wewnętrzne, łój, mięso upolowanych dużych i małych zwierząt - Zwykle jedzone było w takiej kolejności jak podałem. Mięso w sensie mięśnie jedzone było w ostateczności, gdyż jest ubogie w tłuszcz.
  • ryby i owoce morza - W terenach nadmorskich czy w pobliżu jezior/rzek/strumieni stanowiło wartościowe źródło białka witamin i soli mineralnych.
  • jadalne korzonki i bulwy - Zbieraniem tego typu żywności zajmowały się głównie samice/kobiety. ;)W kilku kulturach to zajęcie sezonowe, w innych np. Innuici (Eskimosi) z braku roślinności nie występujące.
  • owoce - Sezonowo zjadano spore ilości owoców. Nie stanowiły jednak one składnika codziennej diety wielu ludów, zwłaszcza na północ od Morza Śródziemnego. Poza tym wiele dzikich owoców jest mało smacznych/niejadalnych na surowo np. jabłka dziczki, bez czarny czy oliwki.
  • orzechy/żołędzie/kokosy/ - Jak wyżej, pożądane źródło kalorii, choć w wielu terenach często sezonowe.
  • jadalne nasiona - Ich zbieraniem również zajmowały się głównie kobiety/samice
  • grzyby - W rejonach gdzie występują.
  • miód - Prehistoryczny odpowiednik zdrowych cukierków.
  • owady - Niektóre z nich zawierają bardzo dużo tłuszczu - żaden jaskiniowiec by sobie nie odmówił!
  • jajka - Również sezonowe choć niezwykle pożądane źródło wysokiej jakości tłuszczu, białka i witamin.


Tego typu żywność spożywaliśmy przez 99% naszej prehistorii i historii.


Drugą grupą żywności jest żywność, którą ludzie (nie wszyscy) zaczęli spożywać wraz z opanowaniem przez człowieka umiejętności rolnictwa (około 10-13 tys lat temu). Do tej grupy zalicza się np.
  • zboża - Pszenica, żyto, jęczmień, owies, ryż, kukurydza
  • nasiona roślin strączkowych - Groch, fasola, soczewica, ciecierzyca, bób, soja...
  • mleko i przetwory mleczne - Wiążą się z udomowieniem bydła. Wiele osób nie toleruje jednak laktozy. Dla osób spożywających z produktami mlecznymi również zboża zawierające gluten, kazeina (główne białko mleka) może być problemem.
  • warzywa - Pochodzące z rodziny psiankowatych (ziemniaki, pomidory, papryka), dyniowatych (dynia, kabaczek, cukinia, bakłażan...) ogólnie warzywa uprawne.
  • owoce uprawne - Jabłonie, morele, truskawki, borówki...
  • alkohol - Nieodłączny towarzysz produkcji roślinnej
  • ocet - Okazał się dobrym środkiem do konserwacji żywności. Ocet z kolei to nieodłączny towarzysz początkujących winiarzy ;)
Trzecia grupa żywności to żywność industrialna, której produkcja a więc i spożywanie możliwe jest tylko dzięki rewolucji przemysłowo - naukowej i powstałemu w jej konsekwencji przemysłowi spożywczo-chemicznemu.Przyjąłem za datę graniczną rok 1800.

W skład tej grupy wchodzi między innymi:
  • biała mąka - Jej konsumpcja w znacznych ilościach wiąże się z wynalazkiem młyna elektrycznego.
  • konserwy - Konserwy zostały wynalezione na potrzeby wojsk Napoleona na początku XIX w.
  • cukier - By można było spożywać cukier trzeba było stworzyć odpowiednie procesy technologiczne.
  • dżem, kompoty - Sposoby na zakonserwowanie owoców. Zwykle dodaje się do nich sporo/dużo cukru, gdyż wtedy bakterie, drożdże i pleśnie nie mogą się rozwijać. Złego licho nie rusza? 
  • płatki kukurydziane  - Standardowo ulepsza się je poprzez dodatek do nich sztucznych witamin i mikroelementów. W przeciwnym razie ich wartość odżywcza byłaby gorsza od cukru. Po dodaniu tych składników "wartość odżywcza" przypomina "zdrowe" cukierki "z dodatkiem witamin i mikroelementów" :)
  • syrop glukozowo-fruktozowy (z amer. high fructose corn syrup) - Razem z cukrem i białą mąką coraz częściej uważany jest za główną przyczynę otyłości na świecie, a na pewno w USA. Wchodzi w skład wielu napojów słodzących, kupnych sosów, soków, dżemów, praktycznie do wszystkiego co jest opakowane. Jest tańszy i słodszy niż cukier. Zwykle zawiera 55% - 90%fruktozy i 45 - 10% glukozy.
  • izolat białka sojowego - Składnik wielu tanich wędlin, mięs, pasztetów, kotletów wegetariańskich i fast fódów. Do celów spożywczych zaczęto wytwarzać go w 1959 roku.
  • oleje roślinne* z nasion - Olej rzepakowy, sojowy, kukurydziany, ryżowy, z pestek winogron, z nasion bawełny... Nie uważacie, że trochę trudno wycisnąć domowym sposobem olej z kukurydzy czy ryżu? Olej rzepakowy rozpoczęto najpierw wytwarzać jako lubrykant do silników parowych...
*Z niektórych bogatych w tłuszcze nasion (np. słonecznika, lnu, konopi) wyciskano olej przed rokiem 1800.




Niezwykle interesujący film pokazujący jak myśliwi stosują sposób polowania zwany persistence hunting (polowanie poprzez zabieganie/zamęczenie zwierzęcia aż padnie z wyczerpania). Kto powiedział, że człowiek jest wolniejszy niż antylopa? Prawdopodobnie tak polowali nasi przodkowie.

Wpływ odżywiania na dietę poszczególnych grup ludzi

Warto zaznaczyć, że łowcy-zbieracze charakteryzowali się (a ostatnie ich niedobitki nadal  jeszcze się charakteryzują) bardzo dobrym zdrowiem, niemal nieobecnością chorób degeneracyjnych i autoimmunologicznych (próchnica, osteoporozą, reumatyzmem, toczniem, stwardnieniem rozsianym...).

Ludy rolnicze, które polegały na zbożach i roślinach strączkowych (te dwie rośliny zawierają łącznie komplet aminokwasów egzogennych) zaczęły chorować na wiele wcześniej wymienionych chorób związanych ze sporą dawką substancji antyżywnościowych zawartych w tego typu pożywieniu.

Gdy współcześni ludzie zaczęli spożywać żywność industrialną, to do listy chorób na jakie zapadają osobniki żywiące się "jak rolnicy" doszły jeszcze takie schorzenia jak: nowotwory, otyłość, choroby serca.

Większość ludzi, oczywiście nie żywi się tylko i wyłącznie produktami z jednej grupy. Nawet największy miłośnik fast fódów od czasu do czasu zje pewnie tradycyjne pierogi z grzybami odsmażane na oleju słonecznikowym. W jednym posiłku zatem połączone są składniki z aż "trzech epok".

Niektóre produkty spożywcze z grupy drugiej nie są złe, ba są nawet bardzo zdrowe. Przykładowo takie masło od krów z wypasu pastwiskowego jest świetnym źródłem źródłem tłuszczu, który dużo nie różni się od tłuszczu zawartego w mięśniach czy organach dużych roślinożerców. Taki tłuszcz często jest/był paliwem dla zdrowych łowców - zbieraczy i pasterzy. Podobnie niektóre owoce i warzywa jedzone z umiarem również korzystnie wpływają na zdrowie jedzących je osób. Nie przychodzą mi do głowy żadne korzyści (poza wrażeniami smakowymi) ze spożywania produktów z trzeciej grupy.

Z reguły jednak im więcej spożywa się żywności z pierwszej grupy (z wyjątkiem może padliny, do której nasza flora bakteryjna jest raczej nie przyzwyczajona ;) tym lepiej. Musimy jednak mieć świadomość kontekstu w którym spożywane było dane jedzenie przez łowców-zbieraczy - wszelka żywność (np. miód i owoce) nie była aż tak dostępna jak dzisiaj.

W jednym z następnych wpisów opiszę jak zmieniły się rośliny w czasie ich udomawiania i jakie są tego konsekwencje związane z ich wartością odżywczą. Skupię się głównie na owocach i warzywach.

Osoby zainteresowane tym jak odżywiali się Indianie północnoamerykańscy mogą przeczytać artykuł o bardzo wymownym tytule "Guts and Grease" (w wolnym tłumaczeniu "Flaki i Tłuszcz") napisany przez Sally Fallon Morell i Dr. Mary G. Enig.